Zawsze podobały mi się betonowe ściany. Jako projektant widziałam wiele rozwiązań w tym temacie. Jedne lepsze, drugie gorsze, wszystkie jednak łączy jedna rzecz, czyli dość wysoka cena.
Ja chciałam zrobić coś, co nie do końca gwarantowały gotowe rozwiązania. Dlatego po zapoznaniu się ze sporą ilością dostępnych u nas materiałów i półproduktów doszłam do wniosku, że najlepiej będzie zrobić to samemu, przy użyciu podstawowych i niedrogich materiałów budowlanych.
Chciałam, żeby ściana miała fakturę zbliżoną do faktury surowego betonu, ale też jednocześnie była zróżnicowana kolorystycznie. W zasadzie chodziło poniekąd o efekt obrazu zajmującego całą ścianę. W moim zamyśle było przenikanie się trzech odcieni szarości.
Ponieważ nigdy wcześniej tego nie robiliśmy, zdawałam sobie sprawę z tego, że efekt końcowy będzie w dużej mierze kwestią przypadku. Ale przecież kto zabroni ryzykować we własnym domu :). Poza tym właśnie o takie wrażenie przypadkowości chodziło. Faktura, przenikanie kolorów, smugi, zacieki, wszystko miało robić wrażenie jakby było efektem “kilku niespójnych działań i zniszczenia pod wpływem mijającego czasu” :). Sama nie wiem jakim cudem Y. zrozumiał o co mi chodzi 🙂
Muszę jednak przyznać, że udało nam się osiągnąć to czego oczekiwaliśmy. Okazało się nawet, że choć dosyć ciężko było nam sobie wzajemnie wytłumaczyć jak to widzimy, a zrobienie projektu z wizualizacją było raczej mało realne :), to po wykonaniu ściany zgodnie stwierdziliśmy, że tak właśnie sobie ją wyobrażaliśmy. Dlatego nawet teraz, po roku, nadal nam się podoba.
W planie mamy zrobienie kolejnej. Jest już kilka pomysłów, bo tym razem ma być trochę inna. Aż sama jestem ciekawa, który z nich wdrożymy do realizacji.
Obiecałam, że napiszę jak wykonaliśmy tą aranżację ściany, stąd ten wpis. Było to jednak dość dawno i nie wszystkie etapy zostały sfotografowane. Mam nadzieję, że nic istotnego mi nie umknęło i może komuś przyda się ten krótki opis do własnych szalonych działań :).
Materiały, których użyliśmy:
- grunt do ścian
- tynk maszynowy (był po prostu tańszy od innych :))
- woda
- barwniki do farb
- wiadro
- mieszadło
- packi do tynku
- spryskiwacz z wodą
- lakier zabezpieczający, matowy, zmywalny.
- folia i taśma malarska do zabezpieczenia pozostałych powierzchni.
Oczywiście pierwszym krokiem było zabezpieczenie pozostałych powierzchni. Jeśli w planie jest malowanie i wykańczanie całego pomieszczenia to taką ścianę najlepiej wykonać w pierwszej kolejności, bo jest to bardziej mokra i brudna robota 🙂 niż np. malowanie.
Kolejny krok – ustalenie miejsc i przeniesienie istniejących punktów elektrycznych w docelowe miejsca oraz szpachlowanie dziur po mocowaniach półek.
Po zagruntowaniu, zgodnie z instrukcją, musieliśmy odczekać parę godzin.
I tu zaczęła się najciekawsza zabawa, z zagadką w tle: “co z tego wyjdzie?” :).
Tynk nakładany był od dołu, więc na pierwszy rzut poszedł najjaśniejszy odcień. Kolory miały się zmieniać poziomymi pasami, od najjaśniejszego (na dole) do najciemniejszego. Potem były nieregularnie rozcierane tak, aby uzyskać efekt przenikania koloru. Do uzyskania oczekiwanych kolorów użyliśmy dwóch barwników: czarnego i niebieskiego. Jeśli ktoś chce zrobić odcień zbliżony do naturalnego betonu może użyć też żółtego barwnika. My nie zrobiliśmy tego ponieważ tynk, który mieliśmy miał beżowy kolor i jednocześnie nie chodziło nam o taki efekt kolorystyczny.
Podczas nakładania tynku wygładzaliśmy go tylko miejscowo i to niezbyt dokładnie, pozostawiając piaskową fakturę i ślady pociągnięć narzędzia.
Tak wyglądała nasza ściana po nałożeniu dolnego pasa:
Kolejne, o innym odcieniu, trzeba było nakładać na tyle szybko, aby była możliwość łączenia przejść kolorystycznych zanim warstwa tynku wyschnie.
W rezultacie na całą ścianę nałożyliśmy jedną, kilkumilimetrową warstwę tynku w trzech odcieniach szarości. Jednak samo przetarcie tynku na styku różnych kolorów nie dało nam oczekiwanego efektu. Aby go uzyskać, zwilżaliśmy miejscowo (w dość przypadkowy sposób) tynk spryskując go wodą. Użyliśmy w tym celu zwykłego spryskiwacza do kwiatów. Dzięki temu tynk w tych miejscach stawał się jeszcze bardziej bardziej porowaty i tworzyły się ciekawe zacieki. Oczywiście taki efekt nie każdemu może odpowiadać, ale dla mnie akurat te zacieki tworzyły na całości fajny efekt.
Tak wyglądała jeszcze mokra ściana:
Taki efekt, co prawda mógłby być zadowalający, jednak dla mnie było w tym jeszcze trochę za mało szaleństwa :). Ale kiedy ściana zaczęła wysychać (początkowo dość nierównomiernie, co na chwilę wzbudziło nasze wątpliwości)… pojawiło się szaleństwo. Faktura stawała się coraz bardziej widoczna, kolory nabierały jeszcze bardziej zróżnicowanych odcieni, uwydatniły się moje ulubione zacieki i przetarcia. Ostatecznie nasze wariacje przyniosły oczekiwany przez nas efekt.
Ale to jeszcze nie koniec. Ściana musiała dobrze wyschnąć zanim przystąpiliśmy do kolejnego, ostatniego już kroku. Aby porowata ściana była łatwiejsza w utrzymaniu czystości, a przede wszystkim po to, żeby tynk się nie wykruszał zabezpieczyliśmy go warstwą bezbarwnego lakieru zabezpieczającego. Szaleństwa już wystarczyło, więc lakier był oczywiście matowy.
Wiem, że nie każdemu taki efekt przypadnie do gustu.
Mój tata jeszcze przez jakiś czas pytał nas, kiedy wykończymy tę ścianę :).
Jednak zachęcam do eksperymentowania.
Jeśli możemy to zrobić sami, a w naszym przypadku robiliśmy nie mając żadnego doświadczenia, to po pierwsze – wymaga to naprawdę niewielkich nakładów finansowych, po drugie – efekt jaki uzyskamy zależy tylko od naszej wyobraźni i oczekiwań. No może jedynie za pierwszym razem – również, w sporej mierze, od przypadku :).
To jak, macie ochotę zaryzykować?