Logo zrobię sobie

LENIWE POPOŁUDNIA I PLEDY WŁASNEJ ROBOTY

Ostatni czas spędziłam nieco leniwie, z chorobami w tle, ale też z wydarzeniami, których nie można było przegapić. Przez to mniej było czasu poświęconego na kreatywne działania.

Przyznaję, u mnie lenistwo wygrało i niedziela spełzła na kilku prostych domowych czynnościach i byczeniu się na kanapie.

Na szczęście nie wszystkim się ten stan udzielił i, jak co niedzielę, mogliśmy cieszyć się smakiem pysznej domowej pizzy przygotowanej przez głowę rodziny. To już taka nasza mała tradycja, która bardzo mi się podoba, zwłaszcza, że pomijając drobny fakt związany z tym, co potem zastaję w kuchni, nie muszę nic przy tym robić!

Wracając więc na kanapę… Bardzo lubię leniuchować i muszę szczerze powiedzieć, że wychodzi mi to świetnie. Niestety, pokolenie naszych rodziców, dla których bezczynność jest wręcz grzechem, skutecznie wdrukowało w naszą świadomość myślenie, że kiedy nic nie robimy to marnujemy czas, a to jest surowo zabronione! Nie obywa się więc bez wyrzutów sumienia. O dziwo, to najczęstszy efekt takiego wychowania, zdecydowanie rzadziej efektem jest zabranie się do roboty… 🙂

Broniąc się więc przed dręczącymi wyrzutami sumienia opracowałam sobie kilka dobrych metod leniuchowania. Pierwsza metoda sprawdza się doskonale… Można nawet zaliczyć popołudniową drzemkę. 🙂 Wstawiam pranie (tym razem bez włączania skróconego przebiegu) i… gdyby ktoś pytał co robię, no to przecież PIORĘ. A że multitasking wyszedł już z mody to przecież nie mogę w tym czasie robić już nic innego. Z pomocą też może przyjść zmywarka i (dla szczęśliwców) iRobot.

Inną metodą, choć ona wymaga zatrudnienia rąk, jest dzierganie. I to jest bardzo przyjemna, relaksująca i pożyteczna forma wypoczynku, czy niedzielnego lenistwa. Dla mnie to właśnie długie jesienne wieczory są najlepszą porą zachęcającą do tego typu działań.

I tak właśnie spędziłam większość minionej niedzieli. Tym razem powstaje pled robiony na drutach z włóczki, która czeka na niego od zeszłej jesieni częściowo w motkach a częściowo w postaci zaczętego wtedy swetra. Jeszcze sporo pracy przede mną, ale przy tej okazji postanowiłam pokazać pledy, które zrobiłam w zeszłym sezonie i odpowiedzieć na najczęściej zadawane mi w związku z nimi pytanie.

Lubię rzeczy użytkowe, dlatego pled jest dla mnie dobrym tematem dla szydełkowych działań. Poza wcześniej opisanym pasiastym kocykiem, podczas jesienno-zimowych wieczorów powstały te przytulne szaraczki.

I biała dziergana narzuta.

Wszystkie w rezultacie trafiły do naszej sypialni i sprawiają, że wieczór z książką czasem zaczyna się już po południu… Miękko, ciepło, przytulnie… aż chce się poleniuchować. 🙂

Do zrobienia moich szaraczków potrzebowałam grubej włóczki. Wybrałam Nako Spaghetti. Zalecana do niej grubość szydełka to 6, ale ponieważ lubię nietypowe połączenia i działanie poza instrukcją, aby uzyskać oczekiwany przeze mnie efekt, użyłam szydełka grubości 12 (15 też byłaby dobra). Dzięki temu pledy są grube a jednocześnie lekkie i sprężyste. Na ciemniejszy o wymiarach 165/170 x 125/130 cm zużyłam 17 motków włóczki. Jasny szary ma wymiary 180/190 x 135/140 cm i wykorzystałam do niego 21 motków. Obydwa pledy wydziergałam słupkami. Lubię prostotę, więc praca nad nimi nie była trudna, choć bardzo czasochłonna. No ale zakładając, że to jest właśnie mój czas na leniuchowanie to niech sobie trwa… 🙂

Niedzielne, jesienne popołudnia, przy gorącej herbacie z cytryną i z szydełkiem w ręku – prosto, łatwo i przyjemnie… Polecam!



do góry