Po długiej przerwie, po Świętach, po Nowym Roku i z nowymi pomysłami. Oby tylko czasu starczyło na realizację. Nie mam jakichś szczególnych planów, nie lubię noworocznych postanowień równie bardzo jak frustracji z powodu ich szybkiego porzucania. Już dawno przestałam się oszukiwać w tym temacie i wiem, że lepiej wychodzi mi realizacja planów powakacyjnych niż noworocznych. Jakoś od momentu kiedy moje najstarsze dziecko poszło do szkoły nasz cykl roczny jest bardziej uzależniony od roku szkolnego niż kalendarzowego. To właśnie po wakacjach mamy najwięcej energii do wprowadzania nowych działań w naszym życiu i co roku idzie “nowe rozdanie”. Po Świętach i Nowym Roku bardziej się czuję przejedzona i zmęczona niż chętna do wprowadzania w życie spektakularnych zmian i realizację postanowień. Oczywiście robię krótkie podsumowanie i zakładam nieśmiało co bym chciała zmienić w nadchodzącym czasie, ale to są bardziej przemyślenia niż postanowienia.
W tym roku są to dwie rzeczy.
Po pierwsze: mniej analizować, więcej działać!
Po drugie: nie przejmować się pierdołami!
I już przy drugim punkcie pojawia się problem. Właśnie na tym zadaniu co roku się wykładam. To już niestety takie genetyczne obciążenie, które (zakładam, że nie złośliwie) przekazała mi moja mama. Zasada jest jedna: jak nie ma czym się martwić, martwimy się tym, że nie ma czym się martwić! Oczywiście przy trójce dzieci powód zawsze się znajdzie. I nie ma najmniejszego znaczenia czy są już dorosłe czy wciąż pod naszymi skrzydłami. No może różnica jest taka, że dopóki są z nami to wiemy dokładnie o co w danym momencie się martwimy. Przy dorosłych jest o tyle trudniej, że wiemy niewiele a resztę dopowiada nasza wyobraźnia. Swoją drogą czasem sama jestem zaskoczona jaka jest bujna 🙂
Zobaczymy jak będzie w tym roku, w końcu podobno im człowiek starszy tym mądrzejszy, więc jeszcze jest nadzieja.
No i może jeszcze jedno… chciałabym w tym roku działać z wyprzedzeniem zamiast robić na ostatnią chwilę jak to miało miejsce kolejny rok przed świętami. Święta zaskoczyły mnie jak zima drogowców i wszystkie dekoracje musiały być przygotowane w prosty i szybki sposób. Na szczęście się udało i wspólnymi rodzinnymi siłami tchnęliśmy w nasz dom trochę świątecznego nastroju.
Wiem, że jest już po świętach, ale może tych kilka przykładów pokaże jak szybko i bez nakładów finansowych można zrobić proste dekoracje, nie tylko świąteczne. A do tego łatwo włączyć w te działania dzieci! 🙂
Zaczęło się od masy solnej. Takie ozdoby pięknie wyglądają na choince, stroikach i paczkach z prezentami. Są proste i potrzebna jest tylko mąka, sól, woda i foremki do ciastek. Reszta zależy już tylko od naszych pomysłów.
Potem przyszła kolej na świeczniki. Oczywiście był drut i dzierganie. Wykorzystałam słoiczki po deserkach, trochę drutu, resztki włóczki i zrobione wcześniej gwiazdki z masy solnej.
Trochę drutu i resztki filcu, które zostały z innych działań wystarczyły do stworzenia minimalistycznej dekoracji do sypialni.
Kilka tygodni wcześniej miałam przyjemność wziąć udział w warsztatach wikliniarskich, na których zrobiłam sobie wiklinowy wianek. Teraz wystarczyło dodać kilka ozdób i wianek świąteczny gotowy. Gwiazdki są oczywiście z masy solnej.
Nie obyło się bez zrobionych wcześniej drucianych zawieszek 🙂
W ramkach zamiast zdjęć pojawiły się wyklejanki ze świątecznymi motywami.
I tu do akcji wkroczyła moja siedmiolatka. Słodziak renifer:
Pudełka w pracowni zyskały świąteczny wygląd dzięki kawałkom tektury, sznurka i ozdób z masy solnej.
I tym sposobem wszędzie pojawiły się świąteczne akcenty 🙂
Mam nadzieję, że następnym razem nie będzie to już na ostatnią chwilę, choć przyznaję, że te najprostsze i szybkie dekoracje podobają mi się najbardziej.
No i jest to świetny sposób na zajęcie rąk i głowy, żeby nie przejmować się drobiazgami! 🙂